Z testu Marka Stachonia dowiedzieliśmy się, że GS 460 to auto rewelacyjnie jeżdżące, świetnie wykonane i jeszcze lepiej wyciszone. Dzisiaj spróbujemy dodać kolejny atrybut – ekonomiczne.
Świat ciągle się zmienia, a wraz z nim i motoryzacyjne gusta. Jeszcze nie tak dawno wśród limuzyn Premium bezsprzecznie królowały silniki benzynowe, a ze słabymi i szorstkimi dieslami wspólny język znajdowali tylko taksówkarze. Rozwój technologii sprawił jednak, że skróty TDI, d czy CDI zagościły na stałe nie tylko na tylnych klapach limuzyn, ale i w umysłach klientów. Przyczyną tego nie był rzecz jasna nagły przypływ chemii między kupującymi a olejem napędowym, lecz prosta kalkulacja. Jeżdżąc dużo, nawet droższy w zakupie diesel, w ogólnym rozrachunku jest bardziej przyjazny na portfela. Wydaje się więc, że ten kto nie ma w ofercie silnika wysokoprężnego, nie ma czego szukać na rynku europejskim. Czy aby na pewno?
Lexus w ofercie co prawda diesla ma, ale tylko jednego i to napędzającego najmniejszego w rodzinie IS-a. Wszystkie większe modele w ramach zadośćuczynienia otrzymały dodatkowo silniki elektryczne. Nie ma się co dziwić takiej strategii – Lexus największą miłością pała do rynku amerykańskiego, a tam krzywo patrzy się na diesle nawet w pickupach. Motor wysokoprężny pod maską limuzyny Premium byłby więc równie chybionym pomysłem, co wizyta Murzyna na wiecu Ku Klux Klanu.
Korzystając z ponad 10-letniego doświadczenia Toyoty z hybrydami, Lexus ma obecnie w ofercie trzy takie auta – limuzyny GS 450h i LS 600h oraz SUV-a RX 450h. Niedługo dołączyć ma czwarty – najmniejszy HS 250h pozycjonowany na równi z IS-em.
Wizja osiągów porównywalnych z 4,6-litrowym V8 przy spalaniu na poziomie kompaktu była tak kusząca, że nie mogliśmy sobie odmówić testu kolejnego GS-a – tym razem hybrydowego 450h.
Galeria zdjęć
Kategoria: Lexus
Data dodania: 12.08.2009